poniedziałek, 7 czerwca 2010

Spójrzcie co znalazłam w gazecie...

...
Spokojne dotąd życie Jagody zmieniło się w koszmar, gdy zaczął ją nękać o osiemnaście lat starszy od niej mężczyzna. Chodził za nią krok w krok, podglądał w domu, wyczekiwał pod szkołą...

Dwie przecznice. Tyle dokładnie dzieli dom Jagody, 20-latki mieszkającej w Mysłowicach, od domu człowieka, którego ona i jej znajomi nie wahają się nazywać szaleńcem. „Czuję się osaczona przez niego i to mnie wykańcza psychicznie − mówi Jagoda. − Dawniej wierzyłam w ludzi, byłam otwartą osobą, a przez niego stałam się zalękniona, nieufna. Nie chcę tego. Nie chcę, by ten człowiek mnie niszczył”.

Przystankowy znajomy
„Ten człowiek” to 38-letni Darek. Pojawił się w życiu Jagody sześć lat temu. Podszedł do niej na imprezie u znajomych, uśmiechnął się i przedstawił: „Jestem James Bond”. Wtedy ją to nawet rozbawiło. Na tyle, że zapamiętała ten moment, tę twarz. Nie spodziewała się jednak, że za kilka lat ów zabawny facet sporo namiesza w jej świecie. „Kiedy skończyłam gimnazjum, zaczęłam z Mysłowic dojeżdżać do liceum w Katowicach – opowiada Jagoda. – Autobusem. Na przystanku pojawiał się także on. Najpierw rzadko. Może raz na tydzień. Witał się, zagadywał. Z czasem przychodził na przystanek coraz częściej. W końcu codziennie. Wsiadał ze mną do busa, przesiadał się na tramwaj i odprowadzał mnie pod szkołę. Mówił, że jeździ do pracy, którą ma w pobliżu. Wydawało mi się to trochę dziwne, ale przecież w końcu możliwe”.
Minęło kilka miesięcy, nim zorientowała się, że coś jest nie tak. Że mężczyzna, z którym jeździ do szkoły, pracy raczej nie ma (w każdym razie nie umie nic o niej powiedzieć), a do Katowic podróżuje po to, by móc ją spotkać po drodze. „Nie wiedziałam, co o tym myśleć – wspomina Jagoda. – W gruncie rzeczy miło mi się z nim rozmawiało. Gadaliśmy o życiu, muzyce. O wszystkim. Żaden
z niego bystrzak, ale dzięki rozmowie podróż upływała szybciej. Nie był napastliwy, agresywny. Tylko, jeśli mogę tak powiedzieć, upierdliwy. Jak uświadomiłam sobie, że chyba mu się podobam, próbowałam go zniechęcić. Przestałam z nim rozmawiać, ale on nie dawał za wygraną. Jeździł za mną, chodził za mną i ciągle coś gadał o świecie, o życiu”. Irytowało ją to coraz bardziej. Czuła, że z tym facetem musi być coś nie w porządku. „Pytałam go kilka razy, o co mu chodzi, ale tylko się uśmiechał – mówi Jagoda. – W końcu wydukał, że jestem dla niego najważniejsza, że się zakochał”.

Niechciana miłość

„Aż mnie zemdliło. Przecież ja tym facetem nigdy w życiu nie mogłabym się zainteresować na poważnie. Dwa razy starszy ode mnie, nieciekawy. Powiedziałam mu to najdelikatniej, jak potrafiłam, ale to nic nie dało. Łaził za mną dalej”. Jagoda wielokrotnie, już w mniej kulturalnych słowach, powtarzała Darkowi, żeby się od niej odczepił. Nie poskutkowało. Mężczyzna odpowiadał, że jest wolnym człowiekiem i jeśli chce jeździć i chodzić tam, gdzie ona, to nikt mu tego nie zabroni.
„Zaczęłam się go bać – mówi Jagoda. – Bo zrozumiałam, że on jest chory psychicznie. Ciągle opowiadał, że grozi mi niebezpieczeństwo, chce mnie porwać komunistyczna mafia, ale on mnie uratuje. Gdy kazałam mu się raz na zawsze ode mnie odczepić i postraszyłam go tatą, Darek stwierdził, że... mój ojciec też jest w mafii i działa na moją szkodę!”. Jagoda postanowiła zniechęcić do siebie Darka. Przestała się do niego odzywać, odwracała głowę na jego widok. Niestety, skutek był odwrotny od zamierzonego. Darek zaczął regularnie pojawiać się nie tylko na przystanku, ale także pod jej domem, zaglądać przez okno do jej pokoju.

Non stop za nią, krok w krok...
Jagoda była naprawdę przerażona, więc jej rodzice zdecydowali, że trzeba szukać pomocy. Zgłosili sprawę policji, a ta przesłuchała Darka. Dzielnicowy zagroził mu, że jak się nie uspokoi, to spotka go kara. Niestety, interwencja funkcjonariuszy pomogła na krótko. „Po jakimś czasie ten szaleniec znów zaczął mnie prześladować – wzdycha Jagoda. – Czasem, jak byłyśmy z siostrą same w domu, wchodził do ogródka. Rzucałyśmy w niego drobnymi przedmiotami, żeby sobie poszedł. Bez rezultatu. Raz, jak opalałam się na balkonie, usłyszałam kroki. Otwieram oczy, a on stoi nade mną i bełkocze coś o miłości. Uciekłam do domu, ale nawet tam nie czułam się już bezpiecznie”. Wzywanie policji nic nie dawało. Nim przyjechał radiowóz, Darek już znikał. Z czasem policjanci zaczęli w ogóle ignorować wezwania. Uznali, że nachodzący Jagodę człowiek nie zagraża jej życiu.
„On miał coraz większą obsesję na moim punkcie – mówi Jagoda. – Ciągle za mną łaził, podrzucał mi jakieś prezenty na walentynki, chciał się umawiać. A ja miałam kłopoty ze spaniem, skupieniem uwagi. Cały czas wydawało mi się, że on mnie obserwuje. Że za chwilę wyskoczy zza drzewa albo z tramwaju lub będzie czekać pod moim domem. Wykańczał mnie psychicznie”. Bezsilność policji rozzuchwalała prześladowcę. Potrafił o 21.00 walić w drzwi mieszkania dziewczyny i domagać się spotkania. Wydzwaniał domofonem, nawoływał pod oknem. W takich warunkach Jagodzie trudno było się uczyć do matury. „Nauczyciele zwracali uwagę, że mam problemy z koncentracją, ciągle coś zapominam – mówi dziewczyna. – A ja byłam po prostu roztrzęsiona, pełna lęków i niepokoju. To cud, że jakoś udało mi się zdać maturę i dostać do Akademii Muzycznej. W takim stanie...”.
Co dała nam ta historia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz